Popularne Tematy
Użytkownicy Online
Zranieni w swojej męskości - cz. 1 - Nienawiść do drapieżnika
-
Tyle czasu nie mogłam tego skończyć! W międzyczasie Jon Venus zdążył zatoczyć koło i z ex-weganina stał się znowu (oficjalnym) roślinożercą. Ale on jest tylko pretekstem do tematu męskości. Drapieżnika. Dieta też jest w sumie pretekstem, bo zastanawiam się nad dynamiką męskości w dzisiejszych czasach... (czasem robiąc wolty do tyłu, w odmęty historii)
Jeśli macie uwagi i teksty, książki, czy filmy o męskości, dawajcie znać
YO!
OD SOY BOYA DO MYŚLIWEGO
„Nigdy już tego nie zrobię…” – zapewniał Jon Venus, (były) wegański atleta, przepraszając, że zaczął z powrotem jeść mięso.
Po chwili jednak dodał.
„Nigdy… Chyba, że poczuję potrzebę, żeby to zrobić”.
Venus, jedna z gorętszych twarzy weganizmu, łączy w sobie prostolinijność i kalkulację. Z jednej strony przemawia przez niego spełniony mąż i ojciec, z drugiej głowa rodziny, na którą musi zarobić.
Jest więc wyrachowany, ale nie dość, żeby weganie mogli spać spokojnie po obietnicach poprawy. Dla mnie rozkrok Jona Venus to przykład sytuacji współczesnego mężczyzny, który traci połączenie z własną mocą, nie wie, gdzie przebiegają jego granice, pozwala innym o nich decydować. Jego poszukiwania nie wybiegają poza wydeptane boisko. Przygody są zaplanowane jak skok na bungee. Mężczyzna biernie się dostosowuje, również do informacji na temat tego, czego potrzebuje on i jego rodzina, żeby być zdrowym, nawet jeśli czasami wychodzi przed szereg, lub wyłamuje się na dobre jak Primal Edge Health, były weganin, który razem z rodziną zaliczył zdrowotne załamanie. Zamiast zadawać pytania, dzisiejszy mężczyzna woli sięgnąć po sprawdzone odpowiedzi. Wie, kogo kochać, a kogo nienawidzić, bo to mu zawsze doradzi pan Jacek albo Zbyszek z jutuba. I chociaż drzemie w nim jeszcze testosteron, współczesny mężczyzna coraz rzadziej wie, jak spożytkować tę siłę poza sypialnią.
Czy w takim zalatującym spolegliwością pejzażu jest jeszcze miejsce na ryzyko? Na badanie? Kontestowanie ustalonego porządku? Przygodę, która nie jest zaplanowana, ani nie musi być udokumentowana? Czy jest miejsce na drapieżnika? W nas samych? W przyrodzie?
Jon Venus po swoim powrocie do mięsa, sięgnął po strzelbę i chwilę potem z zażenowaniem ją odłożył. Spodziewał się, że przywróci w swojej wegańskiej publice instynkt łowcy? Nie. Spodziewał się, że na tym też można zarobić. I ugrzązł w śliskim miejscu, czyli tam, gdzie nienawidzi się samych korzeni natury. Mowa o nienawiści do drapieżnika. W człowieku i naturze. Dzisiejsi weganie nie akceptują potrzeb żywieniowych organizmu ludzkiego, ale i debatują, co począć z drapieżnymi zwierzętami, nie godząc z faktem, że życie zjada inne życie. Że na życie składa się również śmierć.
Venus został po raz kolejny odsądzony od wege czci. Wcześniej „oszukiwał” podjadając jajka i małże, żeby podreperować zdrowie i część publiki odeszła od niego na dobre, a wege kompani z jutuba – pożółkli i wychudzeni – byli pierwsi, żeby rzucić kamieniem. To rodzaj wegańskiego sportu – dobijanie wege influencera, który „oszukuje” lub wraca do mięsa. Za każdym razem Jon się kaja i obłaskawia część publiki, podczas gdy wegańscy koledzy analizują każde drgnienie powieki w trakcie jego przeprosin.
Nic by nie pomogło, przypuszczam, gdyby Jon decyzję o porzuceniu weganizmu podjął pod kroplówką. „Jesteś weganinem do końca życia. Dla zwierząt”.
Doping jajkowy, czy małżowy nie załatwił problemów ze skórą, stawami, skurczami. Joey Carbstrong nie mógł wybaczyć Jonowi, że ma dla niego znaczenie wygląd i żeby być sprawiedliwym, nie każdego weganina stać na przyznanie, że wygląd czy zdrowie na weganizmie się traci. W przeciwieństwie do wielu tkwiących w samozaprzeczeniu wegan, nie bawi się w gombrowiczowskie „jak zachwyca, skoro nie zachwyca”.
Jon wysiadł z wegańskiego pociągu, bo wizerunek w jego zawodzie to podstawa, a w lustrze twarzy było coraz mniej, kolagenu ubywało, podobnie jak zdrowia i życia w skórze. Mówił także o bólach stawów i skurczach, co dla atlety musi mieć znaczenie.
Dieta wegańska w pewnym momencie zmusza człowieka do oszukiwania, żeby utrzymać się na powierzchni. Żyjemy w świecie, gdzie uroda jest twardą walutą, piękna odżywiona twarz przekłada się na zyski. I jeśli tak się składa, że naszą branżą jest zdrowy life style i fitness, to gasnące wdzięki nie są ich najlepszym logo.
Więc jajka i małże sprawy nie załatwiły. Uruchomił się schemat działania znany wielu weganom, którzy czują, że tracą grunt pod nogami. Jeszcze więcej fasoli trafia na talerz. Więcej awokado. Orzechy. Suplementy z końca świata. W moim przypadku (ex-wegetarianki) było nawet zastanawianie się nad urynoterapią (jak u Tima Schieffa). Jon robił modelowo swój weganizm, w końcu był trenerem. Więc jakim prawem wyglądał coraz gorzej?
Pierwsze objawy niedożywienia sygnalizuje właśnie skóra. Stawy, skurcze czekają w kolejce. Wszystkie te niedomagania poprawiły się po włączeniu mięsa.
Jonowi udało się to, co często nie udaje się pogrążonym w wege ideologii – złapał się za rękę, zanim zrobił sobie krzywdę i nie rozwinęła się choroba.
Joey Carbstrong jednak powtarza „It’s not about us”. „Tu nie chodzi o nasze zdrowie!” – woła do zagadniętych chłopaków na ulicy. Carbstrong ma za sobą pobyt w więzieniu, brak ojca. Weganizm stał się dla niego sposobem na zbudowanie siebie, wartość, która dodawała mu sił w zmaganiach. Jest dorosły i może robić ze swoim życiem, co chce. Na przykład zbudować się na nowo na gruncie wegańskiej ideologii. Zmienić się w przeciągu pięciu lat prawie nie do poznania. Nie mieć na względzie swojego zdrowia. Chce poświęcać własne zdrowie dla „dobra sprawy” – jego wybór. Jon Venus nie chce. To znaczy… jednak chce. Bo tak szybko jak Jon wysiadł z wegańskiego pociągu, to zdążył do niego z powrotem wsiąść. Publiki nie ujęła jego zakrwawiona dłoń, w której trzymał strzelbę. Polowanie nie chwyciło, a z czegoś trzeba żyć.
Wegańscy jutuberzy słusznie zarzucali mu nieszczerość, kiedy przepraszał za swoje nowe oblicze – ex-weganina pochylonego nad upolowanym jeleniem, ale i z morderczą precyzją analizują jego miny w trakcie wege spowiedzi. Vegan Gains, znany ze swoich wykładów, przedrzeźnia Venus: jak to przepraszam? Jak byś mi wymordował rodzinę, to też by było przepraszam?
Dla tego weganina nie ma różnicy między ludźmi, a zwierzętami, choć jeśli się dobrze przyjrzeć z jego filmów przebija uwielbienie zwierząt i pogarda dla ludzi.
To Goebbels, minister propagandy w rządzie Hitlera, jest autorem hasła, że zabicie zwierząt to morderstwo. Czy przeciętny weganin ma tego świadomość? Sama za czasów wege nie miałam pojęcia, że w trzeciej rzeszy panował zakaz wiwisekcji zwierząt. I że Hitler z gronem swoich podwładnych mieli obsesję na punkcie dobrostanu zwierzyny. Wielu z czołowych nazistów było wegetarianami. Zwierzę można było wtedy „zamordować”. Człowiek podlegał „eliminacji”…
Jak to się ma do dzisiejszej „ekologicznej” narracji, według której człowiek zasługuje na wyginięcie? Jak to się ma do postulatów zrównania człowieka z ludźmi? Być może tak samo jak eugenika ma się do transhumanizmu, zmieniając tylko przebranie w jakich pokazuje się w nowych szatach.
Venus naruszył nowy porządek, który dla wegan jest porządkiem bezwzględnym, ponieważ ciało domagające się składników odżywczych nie ma prawa głosu. „It’s not about us” – mówi Carbstrong i nie byłoby w tym nic niewłaściwego, gdyby powiedział: „It’s not about me”. Ci wegetarianie i weganie, którzy wierzą, że nie jedzenie mięsa ma sens dla zwierząt bądź natury, mają prawo tkwić w tym przeświadczeniu. Ale kto daje im prawo uszczęśliwiania innych na siłę? Wbrew logice domagającego się odżywienia ciała, wbrew prawom odnowy gleby, która potrzebuje rotacji w uprawie i monouprawa jest jej gwoździem do trumny? Brak logiki cechuje ideologię. Jeśli dodać do tego modę mamy mieszankę wybuchową. Tak, można dziś na tym zarobić. Ale cenę, jaką się to płaci, najlepiej pokazuje kręcenie się w kółko Jona Venus.
W filmie, w którym Venus się tłumaczy ze swojego rozkroku mowa jest o sprawach rodzinnych i byciu ojcem. Venus gubi się w swoich zeznaniach, nie trzeba być weganinem, żeby to zauważyć. Faktem jest, że aby móc utrzymać rodzinę, Venus musi być przekonujący w roli handlarza odżywkami wegańskimi. A żeby na nowo emanować zdrowiem, musiał włączyć mięso do diety tak samo jak Susan Schenck, ex-wegańska liderka, która przestała panować nad wzdęciami, w trakcie promocji swojej wegańskiej książki „Live food factor” i nad brzuchem przypominającym szósty miesiąc ciąży. Różnica między Schenck, a Venus, jest taka, że ta pierwsza napisała szczerą i mocną książkę o swoim powrocie do mięsa, a Venus zaczął jeść mięso, tkwiąc w starym wegańskim biznesie. Próbował zachować twarz, jednak znalazł się między młotem, a kowadłem. Był nie lada zdobyczą dla ruchu ze swoją twarzą i sylwetką Adonisa, dało się z tego żyć, dopóki nie obraził środowiska.
Dla wegan i tak nie ma znaczenia powód jego odejść (i powrotów) od weganizmu. Choćby człowiek posypał się jak Tim Schieff (słynny ex-weganski atleta wyczynowy), który oprócz licznych kontuzji utracił libido i zdolność ejakulacji, weganinem jest się na zawsze, albo nigdy się nim nie było! „Vegan to life”, głoszą hasła, kogo więc wzruszy, że Jonowi, rosnącej ikonie piękna, zaczęła zapadać się buzia? Że miał skurcze i bóle stawów? Weganin ma obowiązek zapytać, jak się czuje zwierzę. Nie jak czujesz się ty, czy twoje dziecko.
Dodatkowo podrażnieni przez Venus weganie są przez jego relację z polowania, na której była i krew i zdobycz i potem ugotowany obiad. To nierzadki przypadek – były weganin, czy wegetarianin, który odkrywa zew myśliwego.
Zjeść mięso zwierzęcia, które spędziło życie w lesie, na wolności i którego śmierć trwała chwilę, nie skazując go na niepotrzebne cierpienie, a spożywać mięso zwierzęcia, które nie widziało światła dziennego i było faszerowane chemią? To robi różnicę.
Zmysł łowcy dotknął także wspomnianego ex-wegańskiego atletę wyczynowego Tima Shieff. Współcześni mężczyźni tak daleko odeszli od męskich archetypowych ról, tak się zapędzili z wózkami w supermarkecie, że kiedy po latach wracają do mięsa odzywa się w nich impuls, o którym świetnie w 19-ym wieku pisał Thoreau, dając wyraz dwóm tendencjom w człowieku –trosce o naturę oraz instynktowi polowania. Thoreau odkrywając swoje miejsce z dala od cywilizacji łączył dwa bieguny – z jednej strony kontemplującego ascety, z drugiej pierwotnego myśliwego - i uważał je za naturalne postawy w człowieku. Mógł medytować nad pięknem przyrody, gdy nagle na widok świstaka przeszył go „dreszcz dzikiego zachwytu i ogarnęła przemożna pokusa, aby go złapać i pożreć na surowo”. I uważał to za dobre, komplementarne wobec tej części jego osobowości, która chciała przyrodę chronić. Były to czasy, kiedy człowiek żył bliżej natury. Teraz, gdy opuszczasz betonową dżunglę i wraca ci czucie ziemi pod nogami, takie impulsy mogą zaszokować otoczenie. Na wiosnę 2019 roku ex-weganin Sv3rige został ukarany aresztem za upolowanie wiewiórki w parku. Chciał chłopak zwrócić na siebie uwagę i mu się udało…
W jakim punkcie znalazła się męskość, że obserwujemy tak skrajne bieguny? Fanatyka obdzierającego ze skóry zwierzę w parku, albo radykalnych wegan, którzy na swoich wiecach machają atrapami zakrwawionych ludzkich nóg i rąk? Człowiek przez tysiące lat był łowcą i w ten sposób funkcjonował nieporównanie lepiej niż konsument w cywilizacji rolniczej.
te zasoby w obecnej chwili są podważane, a męskość popisuje się w tej kwestii swoją niedojrzałością – czy to przez bezmyślne prowokacje czy przez nienawistne rytuały ludzi, którzy przedstawiają się jako obrońcy natury. Źle pojęta siłą, czy nierealistyczną ideologią zaczęliśmy obwarowywać takie działania, jak polowanie. Z drugiej strony bestialskość przejęła górę nad zwyczajami pewnych myśliwych.
Umówmy się - wyżynanie zwierzyny w imię zabawy nigdy nie było męskie. W tradycyjnych plemionach kiedy mężczyzna wykazywał się odwagą w polowaniu, nie miało to nic wspólnego z nierównym układem sił i bezmyślnemu okrucieństwu.
Równolegle z tymi skrajnymi obozami rośnie kolejne pokolenie niedożywionych – czyli podkarmianych soją, lub innymi zamiennikami mięs. widok rachitycznych osobników płci męskiej tworzących kordon przed wejściem do steakhouseu, czy padających na ziemię pod jednym pacnięciem mięsożercy, budzi litość, niesmak, żal. Ci ludzie przepełnieni nienawiścią do tego, co w człowieku każe polować i zjadać mięso, nie zauważają, że sami nabierają krwiożerczego stosunku do samych siebie.
Sverige ze swoimi prowokacjami jest idealną wodą na ich młyn. O tyle, o ile przez wegan przemawia ideologia, przez niego przemawia siła. Ani jedno ani drugie nie jest zaproszeniem do dyskusji…W tym braku dialogu po obu stronach barykady, ujawnia się bezradność mężczyzn, którzy duszą się w przypisanych sobie rolach i chcą nadrobić zaległości.
Venus od razu przeskoczył kilka pięter i po chwyceniu za strzelbę, z zażenowaniem ją odłożył. Kiedy nie mógł uwieść tym publiki i utrzymać rodziny, wrócił na stare wegańskie śmieci A przez jego przeprosiny weganie obrazili się jeszcze bardziej. Dlatego, że przeprasza ich, a nie zwierzęta!
„Nie lubię Jona Venus” – zaczął swoją przemowę wegański jutuber Vegan Gains, jakby ćwicząc się w zamiennikach słowa „nienawidzę”. Ten okropny Jon… Jesteś zwierzęciem, Jonie Venus, jak możesz opuszczać szeregi! Bo dla wegan człowiek to tylko jedno ze zwierząt i to tych najmniej mile widzianych. Pominą milczeniem logikę, według której człowiek może sobie być zwierzęciem, a zwierzę człowiekiem już być nie może. Tytuł filmu Bobby’ego o Jonie Venus nie zdradza więc niczego nowego : „wszyscy go nienawidzą”.
Thoreau poddawał się swoim przyrodzonym instynktom – myśliwego z jednej strony, a z drugiej współczującej jednostki. Jon Venus chce zjeść ciastko i mieć ciastko: pragnie polować, ale ciągnąć dochodowy wegański biznes z odżywkami, też by się przydało i to już nie jest kwestia przetrwania ale kalkulacji. Instynkt nie tylko jako cel sam w sobie, ale i środek.
Co takiego zatem weganie w nim nienawidzą? Że oszukuje? Też. Że nie umie się opowiedzieć po jednej ze stron? Z pewnością. Że nie wytrzymał? Również, jednak najważniejsze jest co innego. To, że posłuchał impulsu życia. Radykalni weganie nienawidzą drapieżników. W sobie i nierzadko w zwierzętach też. Nie rozumieją istoty natury, którą niby tak kochają.
Idąc tropem ich logiki trzeba by pożegnać się z całymi łańcuchami ekosystemu, w których życie jednego stworzenia zależy od czyjejś śmierci. Koniec z drapieżnikami. Koniec z człowiekiem. Nienawiść do własnego gatunku kryje się za tą niby empatyczną filozofią i uwiedziony nią człowiek zaczyna wyżej stawiać zwierzęta od ludzi. Znam to z autopsji. Co może człowiek w porównaniu do zwierzęcia, które zawsze jest dobrze nastawione, w humorze i widzi w tobie kogoś lepszego niż jesteś?. Dodatkowo weganie postrzegają człowieka jako jedno ze zwierząt. Widzą więc w Jonie w nim zwierzę, które zdradziło inne zwierzęta.
Wśród zwierząt są bowiem równi i równiejsi, a najrówniejsi, to ci, co jedzą rośliny. Na indeksie są drapieżniki i trwają niekończące się debaty, co z nimi począć? Sam Gandhi miał z tym problem i zapytywał siebie, po co są dzikie koty. Może przypominały mu o czymś, co przez lata próbował z siebie wykrzesać, mając problem z własnym poczuciem męskości i seksualnością. W każdym razie drapieżnik był dla niego podejrzany, niepożądany, niebezpieczny. A drapieżnik jest w każdym z nas. Tak zostaliśmy stworzeni, jako wszystkożerne stworzenia, które dla optymalnego rozwoju potrzebują mięsa.
Każdy ex-weganin staje się automatycznie ekranem dla projekcji tego, co się wypiera. Nienawiści do drapieżnika w nas samych. Kółko lamentujących wegan przypomina klan płaczek przy ledwo tlącym się ognisku i zdradza atawistyczny strach. Że któryś z nich może zrobić to samo. Że to, w co tak gorąco wierzyli, żeby jakoś ciągnąć – kruszy się na ich oczach. Źródłem ich nienawiści może być tak samo Venus, jak i to, co kazało mu wyciągnąć się za włosy z bagna. Wola przetrwania. Zachowania swojego potencjału. Stanięcia w prawdzie odnośnie tego, co dzieje się z jego niedożywionym organizmem. Wreszcie uznania, że śmierć jest niezbędnym składnikiem ekosystemów i że bez drapieżników nie ma życia. Weganie wolą zginąć niż uznać drapieżnika w sobie. Wolą dać się wysterylizować, nakładać na talerz paszę, która odbiera siły i zaburza układ hormonalny. Wreszcie skazywać się na takie niedobory, że na końcu drogi pojawiają się problemy psychiczne, depresja i myśli samobójcze. Tu zagnieżdża się ta nienawiść. W ludzkiej i zwierzęcej woli życia, przetrwania, w tym, co instynktowne. Ta nienawiść nie zna logiki, wyrasta z mrocznej siły, która upadla człowieka i wywyższa zwierzę.
Zwierzę wybrane, jeśli nie wyobrażone i wyidealizowane. Zwierzę, które nie jest drapieżnikiem. Bo z takim nie wiadomo, co począć. Zbudować mur? Tylko oddzielający kogo od kogo? Jeśli rzekomo roślinożernej małpie budzą się mroczne instynkty, kiedy jest głodna i potrafi zjeść drugą małpę, jeśli nawet sikorka woli słoninę od słonecznika, to gdzie weganie chcą budować ten mur? W swoim sercu? Nienawiść do drapieżnika pozostaje niedojrzałą, wyrosłą na nierealistycznej ideologii nienawiścią do życia. Takiego, jakim ono jest tu na Ziemi, nieuładzone, nieupudrowane, umazane we krwi. -
@anna Fantastyczny tekst i podsumowanie.
-
@asuu86 Dzięki
-
@anna
Są rzeczy, które mi się w tym drapieżniku nie podobają. Odwoływanie się do krwi czy to na poziomie społecznym, czy niżej czy nawet w religii (chrześcijaństwo) to nie dla mnie.
Ale w większości przypadków tak musi być bo inaczej soj-boy zrobi z nas pluszaki.
Super tekst. Dzięki. -
@robertrobson A napiszesz coś więcej, jak czujesz to odwoływanie się do krwi? Nie tylko w przypadku mojego tekstu ale w ogóle?
-
Wszystko-żerca jest naturalnym odzwierciedleniem spotkania Ciemności ze Światłością.
Wszystkie te monokulturowe ideologie jak choćby Weganizm to jest głębsza sprawa i dotyczy wymiany energetycznej pomiędzy ciemną a białą energią.
Paradoksalnie te pacyfistyczne i wszystkomiłujące ideologie są odzwierciedleniem rzeczywistości Śmierci, fałszu. -
@metanoia Też tak uważam odnośnie peace and love na transparentach.
Weganizm jest dla mnie jednym ze schodków w długiej historii obcinania składników odżywczych (ale nie tylko rzecz jasna, bo jeszcze mamy kult). Na początku wieku zaczęły się kombinacje ze zbożami. Wszedł pasteryzowany nabiał i promocja zbóż. No i cukier... To niesamowite, jeden składnik dodany do żywności i tyle nieszczęść. Cukier poza tym, że jest odpowiedzialny za większość chorób cywilizacyjnych, wzmacnia wszelkie nałogi, a także skutki uboczne leków, jest więc zapalnikiem nr 1. Dziś dodawany jest do WSZYSTKIEGO, chleba, salcesonu, flaków...
A lata 50' to był nigdy nie odszczekany hoax z tłuszczem nasyconym, który pokutuje do dziś.
Że tak powiem, od 20go wieku jemy od d... strony.
-
@anna I dlatego wczoraj zaaplikowałam sobie Szczepionkę w postaci
golonki w piwie.Dzisiaj stek wołowy gruby prawie na dwa palce...
Niestety kiełbasa z dzika i kabanosy z sarniny już się skończyły.
-
@metanoia No ja się zastanawiam nad stekiem na śniadanie
ewentualnie jajka z kaczym smalcem i majerankiem!
-
@anna
kaczy smalec... nie próbowałamja do jajek/jajecznicy używam masła,
ogólnie spożywam bardzo dużo masła i dodaję choćby do zupznam wiele osób wege i ostatnio odbyłam dość ciekawą rozmowę z moją jedną zaangażowaną koleżanką nt. wege.
Spodobało mi się, kiedy przyznała, że mieszkając tak jak ja i pracując tak jak ja,
nie zbilansowała by tego energetycznie na samych warzywach.
Musiałaby wpierniczać tak jak ja, chleb ze słoniną aby nie redukować.
I to jest racjonalne.
Ja w lato żyję prawie na samych owocach i warzywach ale zimą to nie przejdzie.
Przez ostatnie dwie noce było u mnie -30. -
@anna napisał w Zranieni w swojej męskości - cz. 1 - Nienawiść do drapieżnika:
. Cukier poza tym, że jest odpowiedzialny za większość chorób cywilizacyjnych, wzmacnia wszelkie nałogi, a także skutki uboczne leków, jest więc zapalnikiem nr 1. Dziś dodawany jest do WSZYSTKIEGO, chleba, salcesonu, flaków...
dobrze by było żeby to był cukier a nie chemiczny syrop glukozowy czy słodziki dodawali.
Niestety te syropy wszędzie na świecie są stosowane.
Dolewane nawet do przepysznej herbaty z naturalnych ziół kupionej w Peru na małym straganie wieczorem. Wszedzie te butelki z stropami widziałam.Tajlandia i Malezja czasem tylko z nich się składała.Czasem bywałam
w miejscowościach pełnych palm kokosowych i ani jednego świeżego kokosa nie mogłam dostać (wg. miejscowych to kokosy wyłącznie na eksport były)tylko stragany z tymi sztucznymi trunkami. Do jedzenia również dodają cukier lub glukozę w płynie,w wielu małych sklepikach wzmacniacz smaku/ glutaminian na półkach sklepowych widziałam. -
-
@asuu86 Ratio gęsiego smalcu jest fenomenem, jeśli chodzi o tłuszcze odzwierzęce, bo ma omega9 jak oliwa z oliwek.
-
@anka Tak, syrop fruktozowo-glukozowy jest jak torpeda cukrzycowa i cukier wydaje się przy nim poczciwą używką.
-
@anna a wiesz może dlaczego ludzie tak szybko uzależniają się od cukru?
To jest u nas uwarunkowane naturalnym
instynktem. Słodkie rzeczy występujące w naturze w przeciwieństwie do gorzkich są zazwyczaj nietrujące. -
@anka Słyszałam, że jak gorzkie to lekarstwo
Np. okra.
Ale coś może w tym być. Słodki - czyli owoc i gotowy do jedzenia. -
@anna napisał w Zranieni w swojej męskości - cz. 1 - Nienawiść do drapieżnika:
Słyszałam, że jak gorzkie to lekarstwo
Np. okra.
To mysle,że nam po prostu wmówiono.Kierując się jedynie instynktem nie tknęłabyś nic gorzkiego.
Ale coś może w tym być. Słodki - czyli owoc i gotowy do jedzenia.
Głowie chodzi tu o surwiwal i przetrwanie w dziczy czyli o surowiznę.Tak mówią przewodnicy w dżunglach.
Dlatego nigdy nie można karmić dzikich małp owocami,dla nich to cukier w czystej postaci zmieniający totalnie ich styl życia.
Orangutan🦧 np.schodzi na ziemie tylko jak jest chory, po lekarstwo które znajduje w ziemi.W innym przypadku nigdy tego nie robi. Takze jak widzicie takiego na ziemi i wpieprzajacego banana czy ścigającego turystę to to jest nie dżungla,a sanktuarium w dżungli.
Lub zniszczone turystyka miejsce do którego nie polecam jechac.
Orangutany zobaczycie,dobry przewodnik wie na jakich drzewach siedzą.Nie trudno je znaleźć.Ja tez już umiem je wytropić.O to się nikt nie musi bać, gorzej jak te stworzenia się karmi,a one chytre jak człowiek i nie chcą potem owoców rosnących w koronach drzew zajadać bo te nie są takie słodkie jak owoce serwowane przez ludzi. Próbowałam nadgryzionego
i wiem jak smakuje
.
-
@anna
Nie stwierdzę niczego nowego, że drapieżnik czuje zew krwi tylko wtedy kiedy jest głodny za to ruch wege czuje potrzebę wciskania "miłości" 24/7.
Jakiś czas temu pewna weganka obiecała sobie, że mnie naprowadzi na "właściwą" drogę. Tak więc mailujemy ze sobą, dlaczego nie, tylko, że używa różnych wyświechtanych "argumentów" np. słów Tołstoja: " Dopóki będą istniały rzeźnie, będą istniały i pola bitew".
Tak więc znów odwołanie się do motywu krwi i przemocy (oczywiście w słusznej sprawie), tylko, że nie pomagają tłumaczenia, że bycie wege wcale nie oznacza łagodności charakteru człowieka i odwrotnie.Zdażyło mi się być na wiejskim świniobiciu a o zwykłym sprawianiu złowionych ryb nie wspomnę, to wiem, że to można robić tak jak na drapieżnika (profesjonalistę) przystało czyli szybko i bez znęcania się. Jeżeli ktoś w takim zachowaniu zobaczy także szacunek dla takiej ofiary to spoko.
Po prostu nie widzę potrzeby aby do motywu krwi odwoływać się częściej niż jest taka potrzeba, mam świadomość, że jest to jakiś element kultury, ale czy na tyle wazny aby wiele rzeczy nim usprawiedliwiać czy tłumaczyć?Na chwilę obecną nie widzę szansy aby władza miała być sprawowana jak wcześniej czyli przy pomocy jakiegoś króla czy księcia bo znów, jak pokazuje historia, nie ma gwarancji, że jego potomek odziedziczy jakieś pozytywne cechy potrzebne do dobrego rządzenia a tu znów mamy ulubione stwierdzenie "krew z krwi", władza dziedziczona, książęca krew.
O chrześcijanstwie i jego podejściu do krwi to raczej krótko bo to rozległy temat. Tak więc od początku przejęli jedną z pogańskich praktyk. Podobnie jak na święto dionizosa uważano, że zjada się jego ciało i pije się jego krew podobnie mamy i w chrześcijaństwie.
Przez całe wieki zakonnicy biczowali się i umartwiali swoje ciałą uważając, że przelewanie własnej krwi spowoduje, że Bóg popatrzy na nich łaskawym okiem.
Wiele dzieł religijnych na czele z dziełem Dantego opływa krwią nie tylko po to aby zmyć grzechy ale także dlatego aby móc patrzeć na umęczonych i czerpać z tego przyjemność.
Oczywiście trzeba tu tylko nadmienić, że dzieło Dantego miało cele polityczne ale mimo wszystko wtedy uwielbiano takie makabryczne obrazy.Tak więc jak w tej krwi odnaleść odwagę, męskość, bohaterstwo, czy waleczność, sprawiedliwość, ojcostwo? A może da sie to zrobić bez odwoływanie się do czerwonej cieczy? Nie wiem.
Wiem, że ja wolę nie naciągać wymienionych przed chwilą cech i na siłę wolę ich nie łączyć z krwią.Na koniec, paradoksalnie, polecam książkę, którą ostatnio przeczytałem:
"Krew. Pieniądze, medycyna, tajemnice". Rose George. -
Słyszałam, że jak gorzkie to lekarstwo
To nie jest tak, że nam wmówiono. Oczywiście, że smak gorzki może oznaczać popsute jedzenie ale tu chodzi o naszą wątrobę.
Wątroba nie cierpi cukru i słodkich rzeczy. Za to dobrze na nią działają gorzkie smaki (zioła zwłaszcza).
Tak więc owsianka czy płatki z mlekiem na śniadanie to najgorszy wybór. Tak obecnie promowany przez dietetyków i kreowany w reklamach. Insulina leci do góry jak pocisk a wątroba i trzustka to musza przez parę godzin przerabiać.
Za to mięsko insuliny nie podnosi ale o tym dietetycy i reklamy nic nie mówią. Do tego wypić sobię gorzkiej kocanki a nasza wątroba się z tego bardzo ucieszy. -
@robertrobson ja jak wyeliminowałam prawie całkowicie tłuszcze i dużo otrębów,owoców warzyw, tylko pełnoziarniste produkty ,zero pieczywa i mącznych,soję i orzechy na weganizmie sobie zaserwowałam+słodziki brane od 16 r.ż zamiast cukru to nie tylko trawienie sobie zaorałam ale i problemów właśnie z wątroba i trzustką doigrałam.
Od tego czasu obojętnie w jakich ilościach otręby czy chia to moja zmora.
Długo nie umiałam uwierzyć, że ten weganizm nie dla mnie i jak to możliwe,że nikt nie narzeka tylko pod niebiosa wynosi.
Na tyle byłam jednak rozsądna,że jak zauważyłam bóle wątroby i okropne uczucie w żołądku pare minut po posiłkach, odeszłam od tego po pół roku.